Czy rozwód to zawsze krew i łzy?

Rozwód nie jest niczym przyjemnym i nie mam zamiaru wmawiać, że jest inaczej. Jest jednak zjawiskiem bardzo powszechnym. Od mojego minęły właśnie trzy długie lata i chyba nabrałam dystansu żeby trochę opowiedzieć o otoczce.

Na początek kwestia powszechności. Dawno za nami są czasy kiedy ślub był do grobowej deski a rozwody owiane były złą sławą i kojarzyły się ze wstydem. Dzisiaj wszędzie natykamy się na rozwódki i kawalerów drugiego obiegu. Wystarczy przejrzeć znajomych na FB i bez trudu wyłapiemy przynajmniej kilkoro. A im wyższa cyfra powyżej 30-tki tym więcej przykładów.

Mój czas przyszedł w 31-szej wiośnie życia i to dosłownie. Kwiecień już nigdy nie będzie taki sam. Sprawy potoczyły się bardzo szybko z mojego punktu widzenia.  O wrażeniach drugiej strony z przyczyn oczywistych wiem niewiele. W wrześniu wniosek był już złożony. Zgodziłam się pokryć połowę kosztów (tak tak nie ma nic za darmo ale nie jest to cena będąca zaporą) i już w połowie grudnia odbyła się pierwsza i ostatnia rozprawa rozwodowa, której rocznicę niniejszym świętuję.

Wydawać by się mogło, że było zgodnie, sielsko i anielsko ale nie do końca. Co stanowiło zgrzyt w całym procesie? Jak dla mnie zaangażowanie osób trzecich. Mam takie szczęście w nieszczęściu, że mój Ex i Ja pracujemy w jednej firmie więc nasze rozstanie stanowiło niewielki ale jednak skandal obyczajowy. Było przedmiotem domysłów i plotek i przyznam totalnie z serduszka…gdybym miała życie tak bujne i rozrywkowe, nawet w połowie, jak chcieli mi wmówić niektórzy to oj… dziewczyny pilnujcie mężów. Ale nie miałam i z perspektywy czasu to nawet zabawne… Taka ze mnie prowincjonalna Korpo-Kardashainka :). Znaleźli się „spece” od udzielania dobrych rad i przyznam bez bicia do osób tych mimo upływu czasu nadal podchodzę z rezerwą. Taki jakiś niesmak mi pozostał… A fe.

Z punktu widzenia formalności niewiele tego było. Żadnych milionów do podziału więc i szybko poszło. Przyznam, że nie spodziewałam się finału w 8 minut. Na sali rozpraw jest sprytny zegarek. Odmierza czas od startu do zakończenia z pauzą na chwilę uzgodnienia i ogłoszenia postanowienia. Nie wyroku…przecież to nie amerykański film, gdzie wszystko kończy się wyrokiem :). 8 minut zakończyło 7 lat małżeństwa. Dziewczyny przypominacie sobie ile trwało samo planowanie ślubu? Rok? Dłużej? Ślub- godzina, wesele cała noc a potem koniec w 8 minut z czego najwięcej czasu zajmuje sprawdzanie danych z dowodu.

Czy żałuję? Nie.

Czy hucznie świętuję kolejne rocznice? Zdecydowanie nie.

Życie potoczyło się dalej i dla mnie i dla Niego. Najważniejsze to mieć wsparcie. Nie musi być liczne i nie jestem fanką angażowania całego swojego otoczenia w sprawę. Kilka zaufanych osób, które rozumieją, że prawdziwe wsparcie nie polega na wieszaniu psów na stronie przeciwnej, na szukaniu haków i snuciu dywagacji w stylu „ja to od samego początku wiedziałam”. To tak nie działa. Wsparcie nie wymaga nawet wielu słów ale jeżeli jest szczere to nic go nie zastąpi.

 

Wobec tego które określenie wolę? Rozwódka czy Panna z odzysku? Żadne! Mój stan cywilny obecny ani przeszły nie określa tego kim jestem. Jestem Kobietą. Dojrzałą, doświadczoną i świadomą własnych potrzeb i emocji. To słowo określa mnie w pełni.

 

Dodaj komentarz